Pies u osób z chorobą Alzheimera?
Dodane 4725 dni temu przez: wiesiek
Natknąłem się w internecie na artykuł wychwalający pozytywny wpływ psa jako towarzysza osoby chorej na alzheimera.
Artykuł znajduje się tutaj:
http://neurologia.wieszjak.pl/alzheimer/297886,2,Pies-elementem-terapii-w-leczeniu-Alzheimera.html
Macie może jakieś podobne doświadczenia?
Artykuł znajduje się tutaj:
http://neurologia.wieszjak.pl/alzheimer/297886,2,Pies-elementem-terapii-w-leczeniu-Alzheimera.html
Macie może jakieś podobne doświadczenia?
- Dodane 4723 dni temu przez: Joannap Dodaj komentarz
-
Dodane 4723 dni temu przez:
Joannap
Maria w latach 2005-2009 takich ośrodków z dogoterapią na terenie Polski nie było .. u nas takie terapie są prowadzone dla dzieci , w przypadku dorosłych chorych to tylko w nielicznych wypadkach lecz w innych chorobach - Alzheimer sam w sobie to wyzwanie dla ośrodków co dopiero dogoterapia .. Może na dzień dzisiejszy coś się zmieniło ..
Ja taki artykuł przeczytałam - o ośrodku w Stanach Zjednoczonych
Poza tym poza psem - bo to wcale nie jest takie proste ( ja zwyczajnie miałam szczęście w nieszczęściu - wiedziałam tylko tyle że pies musiał być bardzo spokojny ) trzeba wiedzieć jakie cechy zwierze musi posiadać ... a do tego trzeba samemu kochać zwierzaki i je rozumieć odrobinę wiedzieć o ich psychice ...
Lecz temat "dogoterapii" można swobodnie zastąpić najzwyklejszą maskotką ...
- Nie każdy chory zaakceptuje psa w otoczeniu - to jedna rzecz
- nie było w Polsce ośrodka który prowadzi tresurę psów dla Alzh (nie wiem jak jest teraz) to i tak masę kosztowałoby - to dwa
Zastępcza forma - maskotka ( pluszak miły w dotyku ) da te same efekty co pies - dlaczego : bo potrzeba głaskania jest zastosowana , przytulanka w nocy też , na spacer można zabrać i chory może rozmawiać ze swoim "przyjacielem "
Zastosowanie zwierząt w odniesieniu do Alzh jest zawsze ryzykowne ... bo nigdy nie wiadomo jaka będzie reakcja
Dodany 3005 dni temu przez: Kinga Nieprawdą jest, że maskotka zapewni to samo co żywy pies! Tylko interakcja z żywym organizmem powoduje konieczność (nawet chwilami, ale konsekwentnie, a przy tym miło) koncentracji na poruszającej się i dającej sygnały istocie - to pozwala ćwiczyć i redukować deficyty poznawcze. Pies-dogoterapeuta także koncentruje się na osobie chorej (w przeciwieństwie do psa asystującego, który koncentruje się na zadaniach wykonywanych dla osoby chorej), daje jej swoje zainteresowanie, przez co stymuluje utrzymanie kontaktu sensorycznego (wzrokowego, dotykowego). Osoba chora karmi też psa, co także pogłębia zainteresowanie i koncentrację oraz ma walor terapii sensorycznej. Wszystko to stymuluje mózg do pracy i trudne, ale możliwe tworzenie nowych połączeń synaptycznych w mózgu, co opóźnia proces demencji. Pomaga to także rozładować stres, tym bardziej im bardziej osoba chora jest świadoma tego, że zapomina.Dodaj komentarz
A przy tym pies nie podchodzi do człowieka "z góry", nie traktuje go jak kogoś gorszego, czy nawet tylko słabszego, akceptuje człowieka dokładnie takim, jakim on jest. Tego nie da żadna maskotka.
I jeszcze raz - należy wyraźnie odróżnić terapię z udziałem psów od asysty psa. Dla osób w początkowych stadiach choroby pies asystent (odpowiednio wyszkolony!) może być doskonałą podporą i świetnie z taką osobą współpracować - może przypominać o lekach, reagować na alarmy, przynosić różne rzeczy, przypominać o wyjściu na dwór, zachęcać do wstania z łózka. Dzięki temu osoba chora nie wpada w izolację, musi skoncentrować się na czymś innym niż jej choroba, kontakty z psem stymulują mózg do wysiłku i lepszej pracy, do czego dochodzi także stymulacja sensoryczna i bezwzględna akceptacja ze strony psa. Wszystko to razem potrafi "zdziałać cuda", co potwierdzają nie tylko lekarze, ale i rodziny osób chorych.
A pominąwszy moją wiedzę fachową - w ogóle nie rozumiem, jak można być tak zamkniętym i nieczułym, żeby nie odróżnić działania psa od przytulanki?! Niemowlęciu też zastąpiłaby Pani matkę przytulanką? -
Dodane 4724 dni temu przez:
maria
Zapewne zwierzęta są wspaniałymi terapeutami.W poznańskim dziennym ośrodku dla chorych na alzheimera, prowadzona jest dogoterapia . Wszyscy są zachwyceni.
Indywidualnie nie jest zawsze tak różowo.Wprowadzenie psa lub kota w późniejszym etapie choroby może być przez chorego nawet nie zauważone. Jest przecież skoncentrowany mocno na swojej osobie i ucieczce do "domu".
W innym wypadku chory dostał kota i cieszył się nim bardzo ale nie panował nad nim i często zamykał go w pokoju lub kuchni gdzie nie było kuwety. Efekt był okropny ,obsiusiane tapczany i mieszkanie..
Dodany 3005 dni temu przez: Kinga Psa lub kota wprowadza się do domu chorego, w którym nie ma zdrowego opiekuna(!), tylko w początkowym etapie choroby. W ogóle doradzałabym raczej odpowiednio przeszkolonego psa, a nie kota. Pies asystujący bowiem może być doskonałą podporą i świetnie z taką osobą współpracować - może przypominać o lekach, reagować na alarmy, przynosić różne rzeczy, przypominać o wyjściu na dwór, doprowadzić do domu gdyby osoba chora zapomniała gdzie mieszka, zachęcać do wstania z łózka. Dzięki temu osoba ta nie wpada w izolację, musi skoncentrować się na czymś innym niż jej choroba, kontakty z psem stymulują mózg do wysiłku i lepszej pracy, do czego dochodzi także stymulacja sensoryczna i bezwzględna akceptacja ze strony psa (on nie postrzega osoby chorej, jako chorej, tylko jako człowieka). Wszystko to razem potrafi "zdziałać cuda", co potwierdzają nie tylko lekarze, ale i rodziny osób chorych.Dodaj komentarz
Kota doradzałabym osobom, które mieszkają z osobą zdrową, mogącą zapewnić zwierzęciu odpowiednią opiekę (co nie przeszkadza, by w domu był także pies asystujący).
Wprowadzenie zwierzęcia do domu osoby w zaawansowanym stadium choroby, mieszkającej bez opieki osoby zdrowej, było bardzo nieodpowiedzialne zarówno w stosunku do osoby chorej, jak do w stosunku do zwierzęcia. Zwierzę to istota myśląca i czująca, więc dla niego to była męczarnia!
I na marginesie - polskie przepisy nie przewidują nadania psu statusu psa asystującego osobom z takimi problemami jak choroba Alzheimera, autyzm, zespół Toureta i inne choroby psychiczne. Mogłyby organizacje alzheimerowskie "trochę" się o to zatroszczyć!
Dodaj swoją odpowiedź
Dodane 4725 dni temu przez wiesiek
wiesiek
Zarejestrowany 4748 dni temu
Aktywność:
- Zarejestrowany: 4748 dni temu
- Ostatnie logowanie: 4281 dni temu
Statystyki:
- Dodane pytania: 35
- Dodane odpowiedzi: 23
- Dodane oceny: 50
- Punkty: 34
„Przekopując” Internet znalazłam artykuł dotyczący terapii dla chorych z udziałem zwierząt. Oczywiście w Polsce nie ma czegoś takiego (taka terapia jest tylko dla dzieci nie dla dorosłych).
Przy następnej wizycie w Przychodni Alzheimerowskiej, opowiedziałam o tym artykule. Zapytałam się, jaka jest szansa na powodzenie tego rozwiązania.
Lekarka była troszkę zaskoczona, lecz odpowiedziała, że to 50 na 50 % szans powodzenia.
Pełna optymizmu wróciłam do domu. Po drodze, powstał genialny plan działania: na szczeniaka nie mam tyle czasu, ale z dorosłym psem to, co innego! Pomyślałam sobie, przecież można wziąć psa ze schroniska, raz, że uratuje się zwierzakowi życie, dwa, że w najgorszej opcji ja będę mieć miłą odmianę dnia.
Obmyślałam wszystkie za i przeciw. Gdy, Grzegorz wrócił do domu opowiedziałam mu o wszystkim na, dowód, że to się sprawdza pokazałam artykuł. Oczywiście, że pomysł mógł wypalić tylko wtedy, gdy Mamcia nie będzie bała się psa!!.
Trochę trwało nim zgodził się, ale udało się!
I w tak optymistyczny sposób skończył się następny rok mojej „przygody” z Alzheimerem.
ROK 2008
W lutym tego roku wzięliśmy dorosłego psa ze schroniska.
Prawdziwa EUREKA: po dwóch dniach od chwili, gdy pies pojawił się w naszym domu nastał dosłownie błogi spokój. Wszystkie nerwy odeszły w niepamięć. Zupełnie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różyczki.!!
Już nie było krzyku przy jedzeniu, kąpielach, przed i po spacerach.
Znikły dobre i złe dni a nastały tylko dobre! Dosłownie, czułam się jak na wakacjach. Ha, nawet noce inaczej wyglądały-, bo pies budził mnie nim doszło do incydentów łazienkowych.
Pies, potrzebował dosłownie 2 tygodni nim przyzwyczaił się do domowych warunków. Chyba, sukces polegał na tym, że nikt na niego nie krzyczał, nie przeganiał go z kąta w kąt. Sam musiał przekonać się, że dom, do którego trafił to dobre miejsce. Pewnie, dlatego jest tak pozytywnie nastawiony i tak bardzo pomaga mi, na co dzień.
Gdybym mogła oddać mu wszystko, co najlepsze na tej Ziemi to pewnie zrobiłabym to! On zrobił to, co mi się nie udawało. To dzięki zwierzakowi Mamcia zaczęła po prostu –ŚMIAĆ SIĘ
Gdy pierwszy raz zobaczyłam na Jej twarzy uśmiech, zniknęło całe moje zmęczenie, zapomniałam o wszystkich trudach tych minionych lat!
Byłam naprawdę dumna z siebie, bo za pośrednictwem psa udało mi się przywrócić radość na twarzy Mamci. Lekarze nie mogli wyjść z podziwu, – „co się stało, że Pani Grażyna jest taka odmieniona, taka wesoła”.
Pewnie, że Mamcia już nie wiedziała: jak się nazywa, gdzie mieszka, ile ma lat, ale śmiała się!!!
Dla tamtej chwili warto było przejść to wszystko. Dla tego, Jej uśmiechu …!
Pies nie był w ogóle szkolony jedyne, co wiedzieliśmy to, to, że musi być naprawdę spokojny i musi mieć stabilny charakter. No i taki właśnie jest!
Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia jak ja do tej pory bez niego dawałam sobie radę, ale pomysł trafiony w dziesiątkę.!!!
Niestety, to był ostatni rok, gdy Mamcia korzystała z luksusu spacerów. Tym razem wakacje spędziła u Córki. Wyjazd trwał calusieńki miesiąc. W duchu cieszyłam się, bo pomyślałam, że rodzinka interesuje się! W rozmowie z Nimi powiedziałam, że powinni korzystać z kontaktów z Mamcią, bo tylko patrzeć jak im czasu zabraknie!
Alzheimer upomina się coraz gwałtowniej o Mamcię!
Życie, nie da im drugiej szansy na poprawę, nie da rady cofnąć czasu.!
O zgrozo, wypowiedziałam to w złą godzinę.!!
Nim rok się skończył Mamcia, przestała po kolei robić wszystkie czynności dodatkowe, zaczynała się potykać o własne nogi. Wtedy jeszcze do mnie nie docierało, co się święci >>>>>>>>>