Jak odpocząć od chorego, opieki i w ogóle Alzheimera?
Dodane 4746 dni temu przez: wiesiek
Czy istnieje jakiś sposób by podopiecznym zajął się ktoś inny przez kilka, kilkanaście dni? Po pewnym czasie nie sposób zachować równowagę psychiczną i po wielomiesięcznej opiece całodobowej każdy potrzebuje naładować akumulatory? Jak to zrobić? Są jakieś domy opieki które - podobnie jak sanatoria - zajmą się osobą chorą?
- Dodane 4742 dni temu przez: Joannap Dodaj komentarz
-
Dodane 4738 dni temu przez:
maria
Istnieje co najmniej kilka rozwiązań. Można chorego oddać na miesiąc lub nawet tylko 2 tygodnie do prywatnego płatnego oczywiście domu opieki.
Można zmobilizować rodzinę do dyżurów . Osobiście znam wiele takich przypadków kiedy siostry wspierały się w opiece.
Znam mężczyznę który przez wiele lat opiekował sie swoją samotną nianią.
Można tez na czas wyjazdu z domu zatrudnić tam zaufanego człowieka .w formie opiekuna lub życzliwą sąsiadkę.Dodany 2646 dni temu przez: Doremiam Swoją Mamę zabrałam z domu opieki, gdzie umieściła Ją rodzina.Opiekujący się lekarz dawał mi dla Niej kilka miesięcy życia. Mieszkałam wiele lat za granicą i decyzja powrotu do kraju była dla mnie trudną pod wieloma względami Musiałam zamknąć całe swoje życie, zostawić dorosłe dzieci i powrócić po wielu latach do rodzinnego miasta, gdzie nie mieszkało się wieki.Uratowałam swoją Mamę i jestem z tego bardzo dumna.Jestem z siebie też dumna,że nie bałam się podjąć takiej decyzji. Jest jednak druga strona tego wszystkiego .To moje narastające zmęczenie i całkowite podporządkowanie swojej osoby chorobie Mamy. Nie mam żadnego życia towarzyskiego,nawet godziny tzw..wychodnego . Czasem czuję, że nie podołam Wiem jednak,że człowiek chory na Alzheimera ma swoją "mało czytelną" wrażliwość za którą czają się różne zachowania. Nie wolno przekraczać granic,aby nie wywołac lawiny kłopotów i obopólnych przykrości. Każda zmiana może być przyczyną lęków, Za nimi zaś kryją się dodatkowe "kłopoty " Chciałam choć przez krótki czas na kilka godzin (5h) zawozić Mamę do dziennego domu opieki. Miałam totalny kryzys po ponad 2- letniej samotnej opiece .Byłam bardzo zmęczona i takie rozwiązanie mogło dać mi chwile oddechu od nadmiaru obowiązków, narastającego stresu i depresyjnych nastrojów Zabrałam więć Mamę do pięknego,nowego domu opieki Rekonesans był udany i nawet podobało się Mamie miejsce oraz miła i serdeczna pani kierownik. Wszystko zdawało się być optymistyczne do wieczora ... Wieczorem Mama dostała dziwnego ataku lęku, a póżniej agresji. w stosunku do mnie. Opanowałam sytuację lecz w nocy zmieniałam całą zasiusianą zmianę pościeli. Nad ranem drugi raz wszystko było mokre. Następnego dnia Mama nie była zdolna do wyjścia ze mną na spacer i tak było przez kilka dni.A ja prałam, zmieniałam pieluchy, pościel etc. Mama zaczeła mieć lęki wsiadając do autobusu. Zrozumiałam, że przestraszyła się tej nowości.Może bała się pozostawienia. Zrezygnowalam więc z takiego rozwiązania dla naszego wspólnego dobra.Dodaj komentarz
Cóż! Postawiłam na spokój i poczucie bezpieczeństwa.
Nikt nas nie odwiedza,bo ludzie nie chcą sobie "komplikować" życia, a nóż poprosiłabym o pomoc.Rodzina zerwała kontakty. To dla mnie jest najbardziej trudne w opiece.Pozostawienie opiekuna bez żadnej pomocy, bez towarzystwa,wsparcia . Czasem przyjażdżają do mnie wnukowie. Mieszkają w innym mieście. 13-to letni potrafi obdarować swoją Pra Babcię czytaniem książki A Ona .słucha w spokoju i jest wyciszona .Młodszy jest jeszcza za mały,ale obaj pomagają mi w wyrzucaniu śmieci i rano zbiegają po świeży chleb do piekarni. Niby nic,ale dom ożywa ,dzięki ich obecności,zaś moja Mama jest w lepszym nastroju.Mimo tych pozytywów ja czuję się bardzo zmęczona. .Czasem tak bardzo,że nie mam siły wstać. Ten stan narasta i zaczyna mnie osaczać coraz bardziej.Jestem jednak bardzo zdyscyplinowanym i odpowiedzialnym człowiekiem, więc nie folguję sobie w niczym.Czuję ,że nadmiar obowiązków i odpowiedzialności kładzie się cieniem na mojej pozytywnej osobowości.I to jest smutne .W tych odczuciach znajduję tak wiele osamotnienia. Zostają jednak jakieś chwile na oddech przed zaśnięciem,gdy nie ma sił nawet na czytanie książki Marzę wtedy o wypiciu herbaty współnie z kimś bliskim, marzę o wyjściu do kawiarenki na ciastko i wyjeżdzie do lasu na długą przechadzkę. .To już jest niemożliwe z Mamą ..Innych marzeń już nie mam...Gdzieś śpią chyba w kącie. Psychiatra Mamy powiedziała ,Proszę nic nie planować. Proszę nie oczekiwać ... Tak ! Już wiem czym jest życie z Alzheimerem w tle. .
Dodaj swoją odpowiedź
Dodane 4746 dni temu przez wiesiek
wiesiek
Zarejestrowany 4758 dni temu
Aktywność:
- Zarejestrowany: 4758 dni temu
- Ostatnie logowanie: 4291 dni temu
Statystyki:
- Dodane pytania: 35
- Dodane odpowiedzi: 23
- Dodane oceny: 50
- Punkty: 34
Wiesław zadał bardzo dobre pytanie czy my opiekunowie mamy w ogóle szansę na jakikolwiek odpoczynek - niestety tylko w teorii ..tak
Praktyka jest zwyczajnie koszmarem - to są PRAWDZIWE WYJĄTKI gdy któryś z opiekunów ma jakąkolwiek pomoc z zewnątrz - bo np.: najbliżsi z rodziny nie potrafią lub nie chcą przyjąć do wiadomości faktu trudu opieki (ja na własne potrzeby wbiłam sobie do głowy - nie umieją pojąć co to Alzh.) czegos takiego jak wolontariat- w zderzeniu z Alz czy otępieniem ogólnie po prostu nie istniał w tamtych czasach teraz nie wiem ..opieka w postaci płatnej z różnych powodów nie zawsze możne być wzięta pod uwagę ... Więc czas wolny , odpoczynek , zwykły sen dla opiekunów to to naprawdę marzenie ściętej głowy - dosłownie . ..
Opiekunowie zapominają o własnych podstawowych przyziemnych potrzebach - i najczęściej każdy z Nas wygląda jak śmierć na urlopie . .. Kiedyś ha sama z siebie śmiałam się (przez łzy ) bo zagadka : co to jest NIE JE NIE PIJE A CHODZI I ŻYJE - odpowiedz jest jedna każdy kto nawet przez kilka miesięcy zajmował się czy zajmuje śmiertelnie chorym człowiekiem - jest właśnie taką "ciekawostką przyrodniczą "
Lecz walczyć trzeba o własne chwile - przynajmniej trzeba próbować bo efekty są koszmarne i tu przytoczę
>>>>„…„…Gdy kończy się egzamin z bycia człowiekiem …”
Był piękny październikowy ranek 2009 roku. Słońce leniwie tańczyło po maminym pokoju. Jak zwykle zaczęłm bardzo wcześnie: najpierw spacer z psem, później wszystkie przygotowania do rannej toalety Mamci i do Jej śniadanka.
Mamcia była już w ostatniej fazie choroby Alzheimera i wiedziałam, że kiedyś będzie Jej ostatni dzień w naszym świecie, lecz cały czas sądziłam, że jeszcze nie teraz, że to jeszcze nie czas…
Ten dzień niczym się nie różnił od innych. Jak zwykle zrobiłam poranną toaletę, później było śniadanko. Z racji tego, iż ostały się resztki odruchu ssania, karmienie zajmowało sporo czasu. Mamcia już nawet nie otwierała oczu i nawet nie byłam w stanie stwierdzić czy nadal śpi… Jedyną oznaką tlącego się jeszcze życia była unosząca się klatka piersiowa.
Gdy skończyłam karmienie poprawiłam Jej pozycję. Nim wyszłam z pokoju, aby zająć się sprzątnięciem reszty mieszkania, zauważyłam, że pierwszy raz od prawie 6 miesięcy ma rozpromienioną twarz i jest „dziwnie” spokojna. Przeleciała mi przez głowę myśl: choć jeden ranek alzheimerowskie demony dały Mamci odpocząć… Może to październikowe słońce na chwilkę wygoniło Alzheimera z domu…
Poszłam do reszty swoich obowiązków. Około 10 wróciłam, aby kochaną Staruszkę napoić… Mamcia miała spokojną odprężoną twarz, wtedy właśnie zauważyłam, że tej drobnej i wyniszczonej przez chorobę Kobietce przestała unosić się klatka piersiowa.
Tego momentu tak naprawdę najbardziej się bałam, podświadomie odsuwałam jak najdalej myśl, że choroba zabrała już wszystko, a to co zostało, to jest dosłownie resztka…
Tak jak przez cały okres opieki, tak i tym razem byłam sama. Telefon do lekarza, telefon do Syna Mamci…
Pamiętam, że gdy lekarka uspokajała nas oboje powiedziała: to nagroda od losu, bo pani Basia umarła u siebie w domu, we własnym łóżku. Odeszła, bo już sama uznała, że Jej czas przyszedł…
Szczerze mówiąc, nie rozumiałam do końca tych słów… nagroda od losu? Co to niby ma znaczyć?! Później przyszedł czas, że naprawdę pojęłam, co to nagroda od losu w zderzeniu z Alzheimerem.
15.10.2009 r. o 10 rano mój egzamin z bycia człowiekiem dobiegł końca. Tak jak się gwałtownie zaczął, tak i skończył bez ostrzeżenia…
Gdy po pogrzebie wróciłam do domu, tak naprawdę wcale do mnie nie docierało, że Mamcia jest już w innym lepszym świecie bez bólu, strachu, chorób...
Syn Mamy wrócił do praca. A ja? Ja zostałam całkiem sama w opustoszałym domu. Wtedy cisza panująca wokół uświadomiła mi, że egzamin doczekał się finału. Na mecie czeka tylko głęboka rana w sercu, bagaż następnych doświadczeń, o których nie sposób zapomnieć… i wszechogarniająca pustka.
Ogrom czasu, jaki odzyskałam, był po prostu przerażający po tak wyczerpującym biegu w czasie choroby Mamy. Dopiero wtedy zauważyłam, jak bardzo cały świat gdzieś pędzi… Pierwsza myśl - ech, to już nie dla mnie, już nie chcę żadnych maratonów życiowych.. i dosłownie odwróciłam się na pięcie do pędzącego świata. Wróciłam do mojego małego świata – książek. Myślałam: świat do tej pory radził sobie bez jednej duszy, to nawet nikt nie zauważy, że gdzieś tam sobie tkwię w miejscu…
Wówczas nawet do głowy mi nie przyszło, że leżące u stóp czarne psisko stanie się moim ratunkiem i lekiem. Tak jak w 2008 roku Lapis (mój ukochany psiak) stał się złotą receptą na śmiech u Mamci, tak teraz twardo stał u boku i wyciągał niemal na siłę z domu.
Na początku to były tylko krótkie spacerki, później wybywałam z nim na całe dnie, wracając do domu tylko na posiłki… Psiak zrobił więcej niż kilka terapii – zaczęłam wychodzić z czterech ścian, od czasu do czasu przy okazji ktoś mnie zagadywał... Wtedy właśnie zaczęły się moje poważne kłopoty z… rozmowami. Niby nic wielkiego, a jednak… Nie zwróciłam na to uwagi … Po sześciu miesiącach od śmierci Mamy pomyślałam, że czas poszukać pracy. Umówiłam się na rozmowę i dosłownie poleciałam tam jak na skrzydełkach. Niestety, ta rozmowa kwalifikacyjna okazała się porażką. W czasie rozmowy wyszło na światło dzienne, że mam tiki nerwowe, mało tego: „zacinam się”. Te objawy wskazują przecież na nic innego jak na silną nerwicę - no i masz babo placek. Oczywiście porządnie ostudziło to mój optymizm, lecz podeszłam do tematu tak: na rozmowy kwalifikacyjne trzeba chodzić, a to pozwoli mi ustalić, kiedy tak naprawdę będę bez większych trudności gotowa do pracy.
Dla człowieka, który do tej pory nie miał kłopotów z rozmowami, był wygadany, taka sytuacja nie jest do pozazdroszczenia. Tak naprawdę zmarnowałam sporo czasu z tego powodu... i znów zamknęłam się w swoim hermetycznym świecie. Wróciłam na forum opiekunów, bo przecież w czasie rozmowy „pisanej” nikt nie widzi i nie słyszy, jak się zachowuje… Wtedy zaczęło docierać do mnie, że forum, które kiedyś tak pielęgnowałam, aby nie umarło śmiercią naturalną, teraz żyje i oddycha pełną piersią.
Osoby tam piszące potrafią rozmawiać między sobą i nie traktują już tematu Alzheimera jak tabu. Przecież to ogromny sukces wszystkich tam piszących, a ja tylko zostawiłam tam swoją maleńką cegiełkę.
Moje i innych starania przerosły najśmielsze oczekiwania. Opiekunowie mają swoje własne miejsce w Internecie. Przecież to jest ogromny sukces.
Czas opieki nad chorą Mamcią to był nie tylko bagaż doświadczeń, o których będzie bardzo trudno zapomnieć. Z tego bagażu do dziś dnia korzystam, gdy opiekunowie do mnie piszą. Wreszcie przestałam tak bardzo przejmować się tikami i zacinaniem. Nareszcie zaczęłam odczuwać nieopisaną frajdę z możliwości rozmowy z innymi twarzą w twarz. Wiem, że nerwica ot tak nie zniknie, a tiki będą mi towarzyszyć jeszcze długo, lecz to już nie jest ważne…Ważne jest to, że tak jak kiedyś ślepo wierzyłam, że dam radę Alzheimerowi, tak teraz zaczęłam wierzyć, że światu potrzebna jest każda żywa dusza.
Nikt się mnie nie zapytał, czy chcę, czy potrafię zająć się tak ciężko chorym człowiekiem, nikt też nie powiedział zwykłego dziękuję. Lecz nic to, najważniejsze, że to ja okazałam się w 100% człowiekiem.
Czytelniku, opowiadam już po raz kolejny swoją przygodę z Alzheimerem, lecz czynię to dla tych z nas, którzy zastanawiają się cóż mają teraz zrobić, gdyż zostali właśnie sami i w pobliżu nie ma nikogo, kto powiedziałby:
Twój egzamin się skończył, teraz czas na normalne życie. Ciągniesz swój bagaż, którego nie chcesz tak naprawdę nieść, lecz to on świadczy o tym, że jesteś człowiekiem.